Do drugiej części 'Więźnia Labiryntu' mam trochę mieszane uczucia. Jednak najprawdopodobniej wynika to z mojej znajomości książek Jamesa Dashnera. Jeżeli znacie książki i macie nadzieję, że pooglądacie sobie wizualizacje wyścigu grupy dziewczyn i grupy chłopaków, to się rozczarujecie. 

 Oglądając pierwszą część, doszłam do wniosku, że film jest świetnie zrobiony i wyciągnął z książki to co potrzeba. Inne rzeczy zmienił, inne uprościł. Jednak wszystko trzymało się kupy. W części drugiej, nie umiałam już tak radośnie podejść do tematu. Co chwilę łapałam się na tym, że oczekuje chociaż jakieś wskazówki z książki, mało jednak takich rzeczy wyłapywałam. Za to bardzo denerwowały mnie niektóre dialogi (jeden z bohaterów został zraniony, ledwo idzie "Wszystko ok?". Jak cholera! Tak tylko sobie trochę poumieram dla zabawy...), niektóre cięcia i skróty (burza "Ukryjmy się!" i nagle słoneczko, wychodzą z ukrycia. Rozumiem, że nie można pokazać wszystkiego, bo zajęłoby to nie 2 godziny a 20, ale takie nagłe cięcia wprowadzały mnie w dezorientację. Jakbym przegapiła kawałek historii). Najgorsze chyba jednak było to, że zrobili z głównego bohatera takiego trochę idiotę w niektórych momentach. Ale ogólnie, nie było bardzo źle. Aidan Gillen cieszył moje oczy (i cały czas z przyjaciółkami cieszyłyśmy się, rzucając komentarze typu "Thomas Ci nie zaufa, oglądał Grę o Tron"), Alan Tudyk cieszył moje oczy (ten baaardzo krótko!), Barry Pepper cieszył moje oczy (na końcu zwłaszcza). Dylan zawsze cieszy moje oczy, więc nie będę o nim wspominać. 


Historia kontynuuje to, co zostało zakończone w części 1. Bohaterowie są zadowoleni z bezpieczeństwa, łóżka i ciepłego posiłku. A przy okazji dowiadują się, że było więcej labiryntów. I kiedy wszyscy się tak cieszą sielanką, Thomas nie usiedzi spokojnie (oczywiście z pożytkiem dla swoich przyjaciół) i odkrywa rzeczy, które mu się nie podobają. Ogólnie, część 2 utrzymana jest w trochę innym klimatem niż część 1. Więcej jest tam z filmu akcji. Kilka razy też się wystraszyłam (raz całkiem porządnie). W końcu też zobaczyliśmy dokładnie "poparzeńców" i dochodzę do wniosku, że jednak wolałabym spotkać zombie rodem z 'The Walking Dead' niż to, co spotkało tych ludzi. Tak samo niebezpieczni, tak samo zarażają, jednak stwory z Więźnia biegają jak sprinterzy. Przed zombie łatwiej uciec.

Adaptacja  jednak średnio trzyma się kupy. W książce, to co się działo, było kolejną próbą. Wszystko co ich spotykało, było zaplanowane (czasami nie do końca). W filmie, bohaterowie po prostu dają nogę (co trochę jednak zahacza o kolejną część) i sobie uciekają przed siebie, szukając pomocy. Z 20 osobowej grupy, która w książce się uratowała, w filmie mamy grupę osób 6. Jest szybkie wspomnienie o innych labiryntach, ale nic więcej. Brakuje mi tego, co napędzało wszystko w książce (gdzie nie było lekarstwa! W filmie mają! Geniusze!). Wszystko było gęstsze i zawilsze, ale może mają jakiś daleko idący plan naprawy w przyszłości.

Film całkiem przyjemny, chociaż nie wiem, czy dla dzieci. Te młodzieżowe filmy się bardzo brutalne stały. Została nam jednak jeszcze jedna część (chyba, że twórcy wpadną na genialny pomysł podziału na dwie części) do zakończenia całej historii. Jestem bardzo ciekawa, jak oni mają zamiar przedstawić trzecią książkę. Liczę, że nie zabiorą wszystkich ciekawych wątków, jak to teraz uczynili. Generalnie jednak polecam sobie pooglądać, bo historia jest ciekawa.

Sharllot