Wychowałam się na Harrym Potterze i dalej zajmuje on w moim życiu bardzo ważne miejsce, dlatego, kiedy Potter dobiegł końca, poczułam w sercu wielką pustkę. Tak jakby z ktoś zabrał magię z mojego życia. O
statnio BBC zaserwowało nam 7-odcinkowy serial, gdzie magia odgrywa pierwsze skrzypce. Jak się domyślacie, oczywiście chwyciłam za serial. Najlepsza decyzja ever!

Kiedyś Anglia pełna była magi. Później jednak wszystko uległo zmianie. W czasach napoleońskich magia jest wspomnieniem. Są magicy, oni jednak jedynie zajmują się teorią. Nigdy nikt nie rzucił zaklęcia. Już na samą myśl, zapewne, kręci im się w głowach. Niestety, nawet ich zajęcie, jakim jest czytanie książek o magii, na nic się zdaje, kiedy wszystkie książki wykupowane są wcześniej przez jednego człowieka. Tajemniczego Pana Norrella, który jak się okazuje jest jedynym w Anglii magiem-praktykiem. Nie na długo. Całkowity przypadek sprawia, że arogancki, hulaszczy młodzieniec- Jonathan Strange, odkrywa, że i on potrafi rzucać zaklęcia. Razem ze swoją żoną przyjeżdża do Londynu, gdzie przebywa już Norrell. Tam od razu zostaje wrzucony w wir polityki, życia towarzyskiego, spisków, magii oraz wojen. Historia toczy się szybko i nie ma zbędnych postojów. Wszystko jest przemyślane i poprowadzone tak jak należy. Nie ma czasu na nudę.


Serial jest niesamowity. Piękne stroje, nietuzinkowe postacie, dowcip na dobrym poziomie, cudowna aura. Można się zakochać od razu. Tak zostałam tym omamiona, że po drugim odcinku chwyciłam za książkę. I byłam na prawdę zdziwiona, jak fajnie i baśniowo była napisana. Poczułam się, jakbym została wciągnięta do magicznej krainy. Książka podzielona na 3 tomy, bardzo jest podobna do serialu. Co prawda niektóre rzeczy zostały pominięte (te bardziej absurdalne), niektóre zostały dodane (np. większe oddanie i jeszcze większa miłość Jonathana do swojej żony Arabelli, co było urocze). Ostatni odcinek jest trochę inaczej poprowadzony, niż akcja w książce, ale ogólny sens został zachowany. I szczerze powiedziawszy, dobrze, że postawiono na lekkie zmiany, ponieważ nieźle się zdziwiłam. Bo oczywiście książki skończyłam wcześniej, niż obejrzałam finał. Teraz sobie myślę, że mogłam rozplanować to inaczej. Najpierw obejrzeć serial, później czytać książkę. Miałabym 2 razy więcej czasu, by nacieszy się tą fantastyczną historią.

Jeżeli chodzi o bohaterów, Jonathan skradł moje serce od razu. Czarujący, oddany, pomocny, trochę szalony i arogancki. Norrell. Do niego nie byłam przekonana. Jego postać była kłamliwa, wciąż martwiła się tylko o siebie i nikogo innego. I to on sprowadził na wszystkim całe zło. Myślę jednak, że taki był jego urok. Marc Warren jako Dżentelmen o włosach jak puch ostu, był bardzo nietuzinkowy. Świetnie sobie poradził. Wydaje mi się jednak, że to postać Childermassa skradła cały serial. W książce było go trochę mniej, niż w serialu, jednak scenarzyści wiedzieli co robią. Jak tylko go zobaczyłam, wiedziałam, że postać ma wielki potencjał, który nie został zmarnowany. Osobiście jeszcze zostałam oczarowana prze postać Segundusa, który nigdy się nie poddawał i cały czas oddany był magi. 

Bez zastanowienia polecam zarówno serial jak i książkę. Przez kilka tygodni żyłam w odrębnym świecie, pełnym magi, elfów, czarujących ludzi i nieodkrytych krain. Na prawdę bym chciała, żeby to trwało dłużej. Niestety historia zamknięta jest w 7 odcinkach. Nic nie poradzimy. Możemy jedynie zacząć od początku.
Sharllot