Lata 60-te ubiegłego wieku, klasa, szyk, pieniądze, prawdziwa historia pierwszej kobiety napadającej na banki – to musi być mocne, jednak w czasie seansu okazało się, że wcale nie jest tak „bombowo”.
Oczywiście
wedle tradycji, na nowy film wybrałam się z przyjaciółką i po
oglądnięciu wcześniejszej zapowiedzi, film wydawał się pełny
akcji i sam fakt, że ukazywał prawdziwe życie pierwszej
kobiety-złodziejki był czymś ciekawym. W sali kinowej były
4 osoby (łącznie z nami). To nie zwiastowało czegoś
„rewelacyjnego” (można było pomyśleć, że być może to przez
to iż film jest niemieckiej produkcji). Już od samego początku
rzucił nam się w oczy obraz klasy robotniczej ubiegłego wieku.
Główna bohaterka Werler jest pracownicą w fabryce tapet, marzy o
lepszym życiu i „wolności”. Pewnego dnia poznaje Hermann’a
Wittorf’a, który napada na banki. Kobieta pragnąca szybko
się wzbogacić dołącza do Hermanna i razem tworzą parę nie do
pobicia. Sprawę tytułowej „bank lady” przejmuje inspektor
Fischer, któremu bardzo daleko do dobrego detektywa (o Sherlocku już
nie wspominając). Zaczyna on trzeźwo myśleć dopiero kiedy traci
posadę.
Film
reżysera Christian’a Alvart’a z gatunku akcja momentami
przypominał dramat, komedię i romans. Wszystko
bardzo fajnie, jednak po wyjściu z kina czuć było pewien niedosyt.
To
prawda, scenografia i kostiumy w filmie są niesamowite i doskonale
oddają klimat lat 60-tych ubiegłego wieku, jednak montaż filmu
pozostawia wiele do życzenia.
Dzień
zmieniający się nagle w noc czy scena z dwóch różnych ujęć ze
źle „sklejonym” dwukrotnie powtórzonym tekstem, nie
najlepiej wpływają
na wizualizacje filmu.
Ponadto
czułam pewne rozczarowanie detektywem Fisherem, który nie był w
stanie wpaść na trop złodziei i czekał tylko aż rabusie
zaatakują kolejne banki aby później sporządzić rysopis i czekać
na kolejne włamania. Ok, dajmy mu szanse, pół wieku temu nie
było żadnych komórek, kamer czy alarmów… jednak, Mój
Boże i bez tego można sobie poradzić, wystarczy tylko inteligencja
i sztuka dedukcji (dobra
tutaj ukazuje się moje za częste oglądanie „Sherlocka” czy
„Breaking Bad”). Inspektor ratuje się tym, że przez cały film
przypominał mi Chris’a Pina, więc prezentacji nie można mu
zarzucić.
Oprócz tego jak na film akcji niestety nie zobaczymy w nim żadnych wybuchów niczym w Hollywoodzkich produkcjach, to pozostawia pewien niedosyt. Pierwsza kobieta-rabuś wystylizowana na panią z „wyższych sfer” z wdziękiem rabująca niemieckie banki to musi być coś mocnego, jednak tak się nie stało.
Oprócz tego jak na film akcji niestety nie zobaczymy w nim żadnych wybuchów niczym w Hollywoodzkich produkcjach, to pozostawia pewien niedosyt. Pierwsza kobieta-rabuś wystylizowana na panią z „wyższych sfer” z wdziękiem rabująca niemieckie banki to musi być coś mocnego, jednak tak się nie stało.
Pomimo
tych wszystkich niedociągnięć, zdjęcia to prawdziwy
majstersztyk, doskonale oddane lata 60, muzyka również
fantastyczna, niemieckie utwory z ubiegłego wieku doskonale
wpasowały się w film. Poza tym gra aktorska której nie możemy nic
zarzucić, innymi słowy film godny polecenia pod względem
wizualnym, jednak ten dreszczyk adrenaliny by się przydał.
Watson
COMMENTS