Kompania Braci jest nagrodzoną wieloma nagrodami historią opartą na faktach. Opowiada o losach Kompani E, 506 Spadochronowego Pułku Piechoty, 101 Dywizji Powietrznodesantowej podczas II wojny światowej. Serial został oparty na książce Stephena Ambrose, producentami zaś są Steven Spielberg i Tom Hanks. 

~*~

Przyznaje, że zrobiłam dwa błędy w stosunku do Band of Brothers. Pierwszy był taki, że najpierw obejrzałam serial, później przeczytałam książkę. Drugi, że zrobiłam to dopiero teraz, a powinnam dawno, dawno temu. Zarówno serial jak i książka były dla mnie świetne pod wieloma względami. Jako, że uwielbiam czasy wojen, oglądanie i czytanie sprawiało mi bardzo dużo przyjemności.

Serial był bardzo przemyślany. Opierając się na ważniejszych miejscach opisanych w książce, postanowiono zrobić 10 odcinków-rozdziałów, który każdy nosi nazwę danego miejsca. To, że najpierw widziałam serial, spowodowało, że czytając mogłam sobie wizualizować to co się działo na kartach książki. Niektóre rzeczy trzeba zobaczyć, inne trzeba przeczytać. Sceny balistyczne robiły większe wrażenie na ekranie (co jest oczywiste), jednak opis wyposażenia skoczków, który ciągnął się przez całą stronę dopiero uzmysłowił mi, jak wielki ciężar (dosłownie i w przenośni) spoczywał na barkach tych młodych chłopaków, którzy najczęściej byli w moim wieku. Dziś jest mi trudno sobie wyobrazić moich znajomych, którzy zgłaszają się na ochotnika do wojska, chcąc walczyć na froncie.

Z tym serialem można się bawić w grę: "W tym odcinku widzę aktora o nazwisku...". Jest tam istna plejada gwiazd. Spokojnie oglądasz, gdy nagle wyskakuje James McAvoy. Za chwilę pojawia się Michael Fassbender, Simon Pegg, David Schwimmer, Andrew Scott, Marc Warren czy Tom Hardy. Nie wspominając o jednej z głównych ról, która przypadła w udziale wspaniałemu Damianowi Lewisowi. Może to właśnie obsada spowodowała, że tak szybko zżyłam się z serialem. Nie odczuwałam tego tak podczas oglądania. Jednak kiedy skończyłam szybko zatęskniłam za tymi postaciami. To jak ten serial wpływa na odbiorcę jest subiektywne, myślę jednak, że każdy kto to obejrzy szybko nie pozbędzie się tego z pamięci.

Moim ulubionym odcinkiem okazał się być epizod szósty- Bostogne. Jego głównym bohaterem jest medyk Eugene Roe. Zapewne też czytając książkę zwracałam szczególną uwagę na ową postać. Jakże smutno mi się zrobiło, kiedy przeczytałam wypowiedź jednego z żołnierzy, który mówi, że Egene jest jedynym z żołnierzy pierwotnej kompani E, który nie został uhonorowany żadnym medalem, a to właśnie jemu najbardziej się należało, gdyż zawsze, bez względu na ostrzał, znajdował się w miejscu, gdzie był najbardziej potrzebny. Dlatego cieszę się, że w serialu została nam przedstawiona historia jego oczami. I w ogóle nie dziwię się, że Writers Guild Award przyznał nagrodę za najlepszą historię właśnie temu epizodowi. Słowa modlitwy wypowiadanej przez Roe do dzisiaj mam w głowie.

Z ręką na sercu mogę polecać ten niesamowity serial zrobiony z rozmachem, jak i również książkę napisaną ze wszystkimi szczegółami. Dla ludzi lubiących takie klimaty to nie lada gratka. Dla innych zaś niesamowita okazja by przekonać się, jak bardzo okrutna jest wojna, co ze sobą niesie. Zapoznając się z historią kompanii E poznasz moc prawdziwej przyjaźni, która zawiązała się na początku treningów jeszcze w Ameryce, a która rosła z każdym kolejnym dniem. Przyjaźni, która nie była obecna w jakimkolwiek innym miejscu w wojsku. Przyjaźni na śmierć i życie.

Sharllot