Są takie momenty w życiu, kiedy tracimy kontakt z rzeczywistością. Zatracamy się w czymś bez reszty i nie możemy się oderwać. Nałogowe oglądanie seriali w cale w tym nie pomaga. Chociaż, kiedy oglądasz jeden odcinek na tydzień, nie jest to tak zauważalne. Jednak, kiedy Netflix robi krzywdę i wrzuca cały sezon za jednym razem, nie ma wyjścia. Trzeba zamknąć się w pokoju, z laptopem przed oczami, z litrami herbaty i wniknąć w świat mroku, zbrodni i całkowitego oddania sprawie. Wniknąć w świat Daredevil.

Czasami się zastanawiam, jak lepiej oglądać seriale. Mając podzielone odcinki na tygodnie, czy mając całość. Szczerze, nie wiem. Nie rozgryzłam tego. Jednak jestem przekonana, że gdybym miała czekać co tydzień, na kolejny odcinek, mogłabym umrzeć. Prawie umarłam, kiedy musiałam iść na zajęcia i czekała mnie kilkogodzinna rozłąka. Może to właśnie w trosce o nasze zdrowie mamy tak zaprojektowany serial? Na prawdę nie sposób oderwać się od przygód niewidomego Matta Murdocka. Netflix stworzył coś, co wcześniej nie udało się zrobić ani w Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. ani w Marvel Agent Carter. Akcja goni akcję, jednak nie jest przesadzona. Ujęcia wręcz nas czarują. Zwłaszcza te, na jednym ujęciu, zdobyły moje serce. Scena walki na korytarzu, kręcona właśnie w tym stylu, robi ogromne wrażenie. Mamy uczucie, jakbyśmy byli częścią bójki, trzymamy się jednak korytarza. Bohaterowie wpadają i wypadają do pobocznych pomieszczeń, my wciąż jednak trzymamy się środka. Dodatkowo widzimy to, co nie jest pokazywane zbyt często wśród superbohaterów. Zmęczenie. W tej scenie bohater na serio nie ma siły. Wie jednak, że musi zrobić to, co musi. Podoba mi się, że serial ukazuje, nie tylko proste bycie bohaterem, ale też wszystko to, co dzieje się z jego sumieniem, z jego zwykłym życiem. Bo nigdy nic nie jest proste. Mamy też ciekawych bohaterów, którzy nie są papierowi. Pojawia się romans, nie jest on jednak na pierwszym planie. Może nawet i nie na drugim. Jest w tle, jest jednak ważny i stawia w innym świetle bohatera, który jest bohaterem negatywnym. Ale czy na pewno? Vincent D'Onofrio w roli Williama Fiska, zrobił coś, co jest dla mnie unikatowe. Stworzył drania, który ma swój kodeks, ma swoje zasady i przy tym wszystko co robi, sprawia, że odczuwam do niego w pewnym sensie szacunek. Może nie odnośnie jego uczynków. Taki człowiek z klasą. Ciężko opisać, lepiej zobaczyć. Również przyjaciel głównego bohatera, Foggy Nelson, nie jest tylko zwykłym zapychaczem czasu. Potrafi rozśmieszyć, ale również powiedzieć coś mądrego czy zadziałać jeśli trzeba. Relacja między Mattem a Foggym jest na prawdę piękna. Od razu można kupić ich przyjaźń. Inni bohaterowie również mają swój unikatowy styl bycia. 



Serial świetnie dawkuje akcje. Od lekkiego wprowadzenia, pomagania uciemiężonym, aż do walki praktycznie z całym miastem. Mając za sprzymierzeńca ciemność, Matt Murdock walczy za to, w co wierzy. Upada, by powstać silniejszym. Pokazuje nam przy tym, jak wiele tracimy, posługując się wzrokiem. Wchodzimy w całkiem inny etap widzenia. Dużo uwagi w serialu skupionej jest na słuchu, z resztą serial jest dość ciemny. Bo przecież bohater nie widzi normalnie, my też nie powinnyśmy mieć za łatwo. Tu warto zrobić ukłon w stronę Charliego Coxa, za to że na prawdę świetnie przygotował się do roli niewidomego. Również jego przygotowanie fizyczne budzi podziw. Choreografia walk jest fenomenalna.

Marvel przeszedł na wyższy lewel, pokazując nam bardziej realistyczne i bliższe nam bohaterstwo. Jest krwawo, mrocznie, ale jest i humor. Jest też wiele ciekawych nawiązań do komiksów i Uniwersum. Na prawdę dobra robota. 


Sharllot